Plackartnyj – magiczny rosyjski pociąg | Плацкартный – волшебный российский поезд

По-русски Сбоку Или Hиже 👇

Na czym to skończyliśmy naszą podróż do Rosji? (początek znajdziecie tutaj) No tak poszliśmy spać! W Moskwie! Na czternastym piętrze i to dosłownie na kilka godzin. Pierwszego dnia w Rosji mieliśmy tylko jeden plan – jakimś cudem, metrem dostać się z walizkami i fajerwerkami na dworzec kolejowy i wsiąść do pociągu. Jeżeli myślicie, że to nic takiego, to nie próbowaliście wejść do metra w Rosji z długą na 1,5 metra petardą. Przez całą drogę z domu do stacji zastanawiało mnie jedno – dlaczego petarda, którą niosę jest zawinięta w worek na śmieci? Skłamałam – przez prawie całą drogę. Na koniec zastanawiałam się Gdzie jest worek na śmieci, w który zawinięta była petarda, którą niosę? Jak możecie się więc domyślać, worek po drodze magicznie wyparował. I to – jak się miało za chwilę okazać – był mój duży błąd.

Musicie coś o mnie wiedzieć – nienawidzę metra! Są tego dwa powody. 1. Od dziecka nie jestem w stanie normalnie ustać w środkach komunikacji publicznej, ponieważ moje poczucie równowagi chyba w ogóle nie istnieje. 2. Boję się tłumów i biegających ludzi. To drugie dobiło mnie dosłownie w pierwszej sekundzie, kiedy to Nikolay z totalnym luzem i naturalnością wtopił się w potok ludzkich ciał w celu ustawienia się w kolejce po bilety. A ja… biedna, zagubiona kurka stałam wklejona w ścianę z dwoma walizkami. I petardą. Na reakcję ochroniarzy nie trzeba było długo czekać. Przedarli się przez płynący tłum i starszy zapytał „Szto eto?” . No tak… mów mi więcej. Coraz bardziej zestresowana, z uśmiechem z serii „to szczękościsk” odpowiedziałam Nie mówię po rosyjsku. Pan nieco się zdziwił, zaczął dalej coś mamrolić pod nosem po rosyjsku, aż w końcu poprosił młodszego kolegę, by ten przemówił po angielsku. Niestety ta konwersacja, również nie przeszła zbyt udanie, ponieważ znajomość angielskiego tego chłopaka była o wiele gorsza niż moja rosyjskiego (a umiem tylko powiedzieć U mienia jest miedźwiedź ili pcica co oznacza, że mam niedźwiedzia albo ptaka). Ostatecznie przy dużym zaangażowaniu mimiki i gestykulacji zrozumiałam, że z tą petardą nie wejdziemy.

Byłam totalnie przerażona – ani widu, ani słychu Nikolaya, ludzi nadal tak samo dużo, nie mam już czym oddychać i gdyby nie to, że ochroniarze są w wadze piórkowej, a nasze walizki ważą więcej niż oni, to bałabym się, że zaraz mnie za tą petardę wyniosą. Trzeba jednak się opanować! Wymyśliłam – schowam petardę do walizki – na pewno się zmieści pod kątem. No cóż… nie zmieściła się. Próbowałam na wszystkie sposoby. Może trzeba byłoby najpierw odwołać się do Pitagorasa i obliczyć przekątną walizki? Niezależnie od tego jak się starałam – dobre 20cm petardy wystawało. Gdybym nie była tak zestresowana tym, że ktoś mówi do mnie po rosyjsku na środku stacji metra, pewnie wpadłabym na to, o czym myślę gdy wspominam tą sytuację. Po co ja to w ogóle robię? Nie ma być jej widać! To może ściągnąć płaszcz i ją w niego zawinąć? Owinąć w sweter z walizki? Do tego potrzebny był Nikolay, który wrócił i zrozumiawszy co ja wyrabiam nakrył wystającą część szalikiem i ruszył ku bramkom mówiąc jedynie teraz już wiesz po co był worek na śmieci.

Metro dowiozło nas na stację kolejową, gdzie ludzi (jeżeli to możliwe) było jeszcze więcej. Nie tylko wypluwały ich jeżdżące co 3 minuty kolejki, przyjeżdżające ze wszystkich stron miasta, ale na dodatek wysiadali oni z gigantycznych pociągów. Kolejnym powodem absolutnego korka z ciał ludzkich i lekkiej paniki był zepsuty ekran z informacją dotyczącą odjazdów. Nikolay musiał mnie więc po raz drugi zostawić z bagażami i biegał po peronach w poszukiwaniu odpowiedniego pociągu. W czasie kiedy on walczył z czasem, mnie zagadały dwie osoby pytające zapewne o bardzo istotne rzeczy, jednak ja ponownie odpowiedziałam, że Nie mówię po rosyjsku. Reakcje były co najmniej dziwne. Czułam się tam czasami, jakby nagle wyrastała mi druga głowa. Już wtedy byliśmy pewni, że będziemy sensacją. Nikolay podejrzewał, że mogę być jedynym „turystą”, jadącym kiedykolwiek na tej trasie.

Udało się – Nikolay spocony, z wywieszonym językiem w końcu pojawił się na horyzoncie krzycząc po polsku, że już wszystko wie i musimy się pospieszyć. W drodze na peron czekało nas jeszcze obligatoryjne prześwietlenie walizek (komentując to z perspektywy roku 2020 jest to nieco zabawne, bo teraz nie sprawdzają tam nawet temperatury podróżnych) i już widzieliśmy wielkiego czerwonego smoka długiego, jak mi się wydawało, na tysiąc wagonów. Krótka wymiana zdań i mojego uroczego uśmiechu z konduktorką, sprawdzanie nie tylko biletów, ale także paszportu i mojej wizy i byliśmy w wagonie. Teraz zatrzymajmy się na chwilę i podkreślmy, że ja nigdy w życiu nie jechałam pociągiem dalej niż z Bydgoszczy do Gdańska, co w dawnych czasach dawało maksymalnie 3 i pół godziny. A tutaj nie dość, że czekało mnie tych godzin kilkanaście, to jeszcze w wagonie jakiego nie uświadczysz w Polsce. 54 łóżka, wepchnięte zarówno równolegle jak i prostopadle do kierunku jazdy na dwóch piętrach.

Mam wrażenie do dziś, że Nikolay spodziewał się, że jak to zobaczę, a także ówczesny standard tych wagonów to ucieknę z krzykiem. I powiem szczerze, że jeszcze przed wyjazdem namawiałam Go byśmy kupili droższe bilety i mieli miejsca w 4 łóżkowych przedziałach. I nie wiem co mnie tknęło podczas rezerwacji, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie i skusiliśmy się na łóżka w tym szalonym molochu. To była najlepsza decyzja mojego życia – nie dość, że jest szansa, że już nigdy nie będzie mi dane nim jechać, bo w Rosji powoli odchodzą od takich rozwiązań, a na pewno wymieniają wagony na nowsze, to bawiłam się po prostu przednio. Przede wszystkim mieliśmy taką swoją przestrzeń, jakie dawało łóżko piętrowe równoległe do kierunku jazdy. Wrzucamy Wam plan wagonu, żebyście mogli sobie to wyobrazić. W ciągu dnia z dolnego pietra tworzy się stolik z dwoma krzesłami, na górnym zaś można trzymać materace i pościel, by wieczorem paroma ruchami zamienić miejsce gier i zabaw w całkiem wygodne wyrko (to koniecznie sprawdźcie w galerii poniżej). Patrzyłam z ulgą na nasze miejsca porównując je z (droższymi!) prostopadłymi, które wymuszały kontakt, przynajmniej wzrokowy ze współpasażerami, a także ostatecznie deptanie jednych po drugich w celu dostania się na wyższe pięterko. My – mimo, że w samym środku pociągu, mieliśmy swoje miejsce. O prywatności jednak nie ma co mówić, a już na pewno kiedy mówisz po polsku. Chociażbyś się schował w myszą dziurę i miał ostatnie łóżko w wagonie to i tak jak się odezwiesz to będziesz z zaciekawieniem oglądanym zjawiskiem.

 

W naszym wagonie czas toczył się po swojemu, jedni wbiegają do niego, już w locie zrzucają buty, przebierają się w pidżamę i rzutem na szczupaka zajmują swoją pryczę, by nakryć głowę kołdrą i zasnąć. Nie zważając na to,  że jest południe. Inni rozkładają się spokojnie na wyznaczonym przez rezerwacje miejscu i rozpoczynają długie rozmowy, przerywane spożywaniem przeróżnych (niekiedy bardzo podejrzanie pachnących) przekąsek, wycieczką do toalety na koniec wagonu lub szybką drzemką. Co ciekawe, byłam jedną z niewielu osób, których interesowało to co za oknem, a tam przecież było tak wiele! 13 godzin, z czego przynajmniej kilka w pełnym słońcu, podczas których można było podziwiać miasta ze starymi 15 piętrowymi wieżowcami, gęsto udekorowanymi pudłami od klimatyzacji i nowoczesnymi budynkami przeróżnych kształtów. Rosyjską wieś, pełną kolorowych drewnianych domków i aut, o których opowiadają nam nasi dziadkowie. Lasy, łąki, polany zanurzone w zimowym klimacie, jakiego już dawno w Polsce uświadczyć nie można. W końcu kiedy u nas ostatnio zanotowaliśmy temperatury sięgające minus 20 stopni i śnieg po pas?

Z folkloru – poza wystającymi stopami, na jakie trzeba było bardzo uważać poruszając się po wagonie – dla mnie niezapomniane będą herbatki w szklaneczkach z koszyczkiem za 50 rubli oraz przystanki, niekiedy nawet na 40 minut. Stacje pośrodku niczego, które z ciemności wyłaniały się świecąc niczym wesołe miasteczko. Sklepiki, budki z fast-foodami, kioski pełne gazet i zabawek dla dzieci. Do tego tłumy bezdomnych psów i obowiązkowo policja wyciągająca tych pasażerów, których podróż musiała się skończyć ze względu na poziom alkoholu w wydychanym powietrzu oraz obsceniczne sceny prezentowane jeszcze przed chwilą na środku wagonu. Poza przeraźliwym zimnem zabijały tam ceny – 4-krotna przebitka w porównaniu z marketem w Moskwie nie zatrzymała jednak Nikolaya by kupić mi jakąś magiczną kolorową mrożoną herbatę, jakiej w Polsce nie uświadczysz.

Ostatni, opisywany przeze mnie przystanek odbył się już naprawdę późną nocą, kiedy większość pasażerów spała, a ja nadal broniłam się przed momentem, w którym Nikolay miałby udać się na pięterko. Padaliśmy jednak ze zmęczenia i emocji, więc w końcu najciszej jak się dało pościeliliśmy łóżka i poszliśmy spać. Pierwszy raz w życiu w pociągu! Kręciłam się strasznie i mimo niewygodnej pozycji starałam się chwytać zwisającą w moim kierunku rękę Nikolaya, aż w końcu zasnęłam. Oczywiście nie na długo, bo o godzinie 4 w nocy dotarliśmy do Romanovki, gdzie miałam poznać swoich teściów! Wyrwani z krótkiego snu musieliśmy się szybko ubrać, ogarnąć, ściągnąć kilkudziesięcio-kilogramową walizkę znad pryczy sąsiadów i oczekiwać zatrzymania tego wielkiego czerwonego smoka. Nie bez przyczyny uważałam, że jest on wyjątkowo długi, bo wyjście z naszego wagonu niestety graniczyło z końcem podestu peronu. Musicie sobie to wyobrazić, bo ciężko o takie warunki w Polsce, ale tam gdzie podestu po prostu nie było, była równiutka powierzchnia śniegu – różnica nie do odróżnienia. Spowodowało to jednak, że Nikolay, a raczej jego stopa oczekując pod sobą peronu zanurkowała głęboko w puch. Głęboko mniej więcej do pasa.

Co ciekawe Nikolay właśnie uzmysłowił mi, że przecież za nami było jeszcze mnóstwo wagonów i pasażerowie przyzwyczajeni są do skoków w śnieg. Skomentował to ze stoickim spokojem, mówiąc tradycyjne : „no a co jeszcze robić?”. Bywają czasem nieco sprytniejsi przenoszący się zawczasu ku przodowi pociągu, by wysiąść bezpiecznie. My jednak wysiedliśmy z hukiem, a dokładniej to on, bo potem już w miarę sensownie wysiadła waliza, a następnie ja. Robiąc dużego susa w kierunku bezpiecznego lądowiska wpadłam wprost w ramiona Mamy Wali. I tak w środku nocy, zmęczeni, jednak śmiejący się jak szaleni udaliśmy się do rodzinnego domu Nikolaya, ale o tym opowiemy Wam następnym razem.

На чем же мы остановились? О, на том что легли спать. И где? В Москве, на четырнадцатом этаже, и только на несколько часов. Наш план на первый день в России был один: добраться со своими чемоданами и даже с фейерверками с помощью метро до ж/д вокзала и сесть в поезда до Романовки. Если думаете, что это раз плюнуть, то Вы просто еще не пробовали войти в метро с полутораметровой римской свечой. Всю дорогу от дома до входа в метро Асю мучил только один вопрос: зачем свеча завернута в мусорный пакет? Ну как всю дорогу, почти всю. Последнюю часть Асю уже мучил другой вопрос – куда делся этот самый мусорный пакет? Как Вы догадались, пакетик чудесным образом исчез. И это, как оказалось позднее, привело к неожиданным приключениям.

Чтобы Вы знали, Ася ненавидит метро. И у нее на это не пять, а только две причины. Первая, с детства у Аси проблемы с поддержанием равновесия в общественном транспорте. Вторая, боязнь толп и бегающих людей. Этот второй страх накроет меня буквально в первую секунду, когда я с полнейшим спокойствием и естественностью отправился в поток человеческих тел для занятия места в очереди за билетами. А Ася, как маленькая потерявшаяся  курочка, стояла с римской свечой в руках, прислонившись к стене между двумя нашими чемоданами. Реакций охранников на данную „инсталляцию” долго ждать не пришлось. Двое, старый и молодой, пробрались через толпу пассажиров, и старший спросил: „Што это?”. Ася только вымученно улыбнулась и ответила по-польски: „Не мувье по росийску”. Охранник очень удивился, начал что-то бубнить себе под нос и наконец окликнул своего младшего коллегу и попросил его поучаствовать в разговоре в роли переводчика на английский. Однако, переход на новую латынь не удался, так как знание английского языка молодым охранником было еще хуже, чем у Аси русского (Ася пока-что выучила фразу „У меня есть медведь или птица”).  Но по мимике и жестам Ася поняла, что со свечой в метро вход заказан.

Ася была ошарашена – меня ни слуху, ни духу. Людей, входящих в метро, не убавилось. Повезло еще, что чемоданы были такими тяжелыми, а то бы Асю вынесли из метро вместе с ними (шутка). Паника быстро прошла, Ася взяла себя в руки и придумала, что было бы неплохо спрятать фейерверк в чемодан, по диагонали наверняка влезет.  Но нет, не поместился, уж как только Ася не пробовала его запихать, всегда сантиметров 20 выглядывало. Уже потом Ася поняла, что все можно было решить проще, но стресс, другая страна, другой язык и нервная обстановка в метро не дали шанса на спокойное осмысление ситуации. Ведь фейерверка не должно было быть видно. Может его во что-нибудь завернуть, в свитер из чемодана? Вот для этого и пригодился я, когда вернулся с билетами. Все поняв, я просто завернул выглядывающую часть свечи своим шарфом, и мы пошли к турникетом. Асю спросил только одно – „Ну то, теперь уже понимаешь, зачем нам был нужен тот мусорный пакет”.

Метро довезло нас до вокзала, где людей (как это вообще возможно) было еще больше. И этому есть объяснение, люди прибывали со всех сторон: из вагонов метро, с улицы из города и даже с длинных междугородних поездов. На вокзале тоже было столпотворение: сломалось табло с информацией об отходящих  поездах. Поэтому мне еще раз пришлось оставить Асю сторожить наш багаж и пойти проверить с какого перрона мы будем отправляться. В это время Асю атаковали уже ищущие свой поезд пассажиры, однако единственное что они от нее добились было: „Не мувье по росийску”. Реакция была всегда одна и та же. Огромное удивление, как бы у Аси вырастала вторая голова. Уже тогда мы подозревали, что наша поездка не пройдет незамеченной. К тому же я подозревал, что Ася была первой иностранной туристкой, которая ехала поездом „Москва-Камышин”.

Наконец я нашел наш поезд и поспешил к Аське. Забрав её и захватив чемоданы, мы направились на обязательную проверку багажа через сканер. И вот за стеклянными дверями уже виднеется наш поезд, красный, длинный (Ася утверждает, что длиной не меньше, чем в 1000 вагонов) и чем-то напоминавший дракона.  Проводница проверила наши документы, Асины с бОльшим вниманием, и позволила нам войти в вагон. Ася никогда не ездила дальше и дольше, чем Быдгощ – Гданьск, что самым медленным рейсом занимало 3.5 часа. Тут же ее ждало путешествие в 13.5 часов и в вагоне, которого в Польше не встретишь. Общее число мест -54, некоторые из них параллельны движению, другие перпендикулярны, еще и в 2 яруса.

Перед покупкой билетов я рассматривал вариант с купейным вагоном, чтобы так сразу не шокировать Асю, но перед самой резервацией Аська решилась на путешествие в плацкарте. И как она сама говорит, это было её лучшее решение: во-первых, возможно, уже не представится попутешествовать в таком вагоне, в России полным ходом идет модернизация железных дорог и старые поезда с вагонами заменяют на современные, во-вторых, в плацкарте было очень весело. Наши места были боковые. Для тех, кто не в курсе и никогда не ездил в плацкартном (во что трудно поверить, если читаете по-русски), то добавим план вагона. Асе очень понравились “боковушки”, мало того, что нижнее место трансформируется в столик, так еще и если купить оба места, то получается собственный уголок, который не надо ни с кем делить. Однако, не обращать на себя внимания не получалось, начинаешь говорить по-польски и вот уже весь вагон на тебя смотрит и пытается понять в чем дело, и что за интуристы такие.

 

Время в поезде течет совсем иначе. Ася не теряла времени зря и наблюдала сначала за пассажирами. Часть из них вбегали в вагон, на лету переодевались, быстро стелили себе постель и занимали свое место до конца поездки, с которого вставали или в туалет (который находился в начале и конце вагона), или чтобы перекусить. Сейчас основное блюда в плацкарте – это лапша быстрого приготовления, вареную курицу с яйцами и квашеными огурцами уже не встретишь. Уходит плацкартная романтика. Другие наоборот, делали всё медленно и размеренно, как бы выполняли ритуал, в который обязательно входил разговор с соседями по купе. Асе было на что посмотреть и вне вагона через окно. В Москве старые многоэтажные дома, покрытые кондиционерами, сменялись современными небоскребами из стекла. Стоит только отъехать от столицы, то за окном мелькают цветные дома деревень, а по дорогам ездят автомобили, которые в Польше встретишь теперь на параде раритетной техники или в гараже у дедушки. Природа зимой тоже давала пищу для глаз: леса, луга и поля, укрытые снегом. Да, такого в Польше не встретишь (если только в горах).

Кроме выступающих в проход стоп пассажиров, Асе ещё запомнился чай в стеклянном стакане в подстаканнике и долгие остановки на пути следования, некоторые из них были по 40 минут или даже по часу.  Города возникали посреди темноты и пустоты, и сразу же около путей были магазинчики с игрушками и периодикой, киоски с пирожками, пивом, мороженым и всем тем, что может понадобиться в пути. Возле таких киосков кружились бездомные псы, ожидая подачки. Полиция на остановках тоже не скучала, из многих вагонов вытаскивали граждан, перебравших на радостях с алкоголем. Невидимая рука рынка установила очень высокие цены на те же самые продукты, что и в обычном московском супермаркете. Но выбор не велик, а вода нам кончилась и таки пришлось купить Ice tea, который в Польше не найти.

Всё это было глубокой ночью, Ася не хотела еще идти спать, ведь тогда мне придется лезть на верхнюю полку. Но усталость взяла своё, и мы, постелив постель, пошли спать. Спать не пришлось долго, уже в 4 часа утра мы были на месте, в Романовке. Надо было встать, собрать и отдать проводнице постельное белье, одеться, снять с багажной полки тяжеленые чемоданы и ждать в тамбуре, когда этот длиннющий дракон остановится. Опасения по поводу его длины были не напрасны. Перон в Романовке не рассчитан на поезда с таким количеством вагонов, и поэтому вместо твердого бетона под лестницей вагона был слой снега по пояс. Ну делать нечего, прыгай в снег и всех делов. Можно было, конечно, выйти из другого вагона и сойти на перрон как белый человек, но это не наш метод. После меня в снегу оказался чемодан, Аську же поймала моя мама. Вот так, хоть и очень уставшие, но в хорошем расположении духа мы поехали домой, но об этом в другой раз.

 

A tu macie parę zdjęć z tego magicznego środka transportu: | А здесь фото из поезда:

 

 

Lubisz to?