Nasza podróż rozpoczęła się w… Toruniu, bo właśnie tam zostawiliśmy nasze auto, zjedliśmy najlepsze resztki ze świąt i ruszyliśmy z Tatą Karolem w stronę Warszawy i lotniska Chopina. Tam bez większych problemów oddaliśmy ponad 20 kilogramowe bagaże i na chwilę usiedliśmy, by zjeść ostatni kawałek bożonarodzeniowej tarty z mascarpone i migdałami. Szybka kontrola bagażu podręcznego odbyła się zadziwiająco dobrze, choć tradycyjnie musiałam biegać bez butów. Następnie już tylko kontrola paszportowa i chwila grozy, że nie wypuszczą Nikolaya, bo porwałam mu portfel z kartą pobytu i już! Gdy czekaliśmy na samolot, zachciało nam się grzesznej kolacji. Niestety warszawskie lotnisko nie jest wyposażone w szybki fastfood, a dwie hipsterskie knajpki i za burgera, zjedzonego tradycyjnie „na pół”, zapłaciliśmy 48 złotych. Oh… Jak się bawić, to się bawić…
Lot był opóźniony ze względów technicznych, co zawsze wywołuje u mnie silne lęki, ale po dodatkowych 20 minutach byliśmy już zapięci w pasy w fotelach na skrzydle. Nasz pierwszy wspólny lot upłynął spokojnie, w bardzo miłej atmosferze. Narzekania naszego znajomego na linie lotnicze LOT były mocno przesadzone – standardowy rozmiar miejsca, darmowe napoje, a nawet czekoladowy mikołaj, by umilić świąteczne podróże. Lądowanie samo w sobie idealne, mimo tego, że lotnisko wyglądało jak wielkie zaśnieżone pole. Było to Port lotniczy Moskwa-Domodiedowo. Szybka kontrola paszportowa, nasze walizki już czekają, a ja z pełną powagą zwracam Nikolayowi uwagę na to, że ludzie tutaj MÓWIĄ PO ROSYJSKU! 🙂 Na co dzień przecież wyłapuję ich na polskich ulicach.
W Moskwie byliśmy po północy i w planie było tylko dostać się bezpiecznie na osiedle Orekhovo-Borisovo rozklekotanym autobusem. Niestety nie przewidują tam luków bagażowych na walizki, więc trzeba było je wciągnąć ze sobą i trzymać, by nie odjechały na jednym z ostrych zakrętów. Udało się! Przeżyliśmy, wysiedliśmy na ostatnim przystanku i już zaraz mieliśmy się znaleźć w moskiewskim mieszkaniu Nikolaya. Ah.. gdyby to było takie proste… Lekkie zimowe buty, zwykłe jeansy – to nie był dobry pomysł na zimową, rosyjską noc. Minus 9 stopni i dość gruba warstwa śniegu utrudniały nam ten ostatni etap podróży, mimo tego, że to Nikolay ciągnął obie walizki. Pierwszy zakręt prawo, później w lewo i znów w prawo, między blokami i sklepikami, których nazwy czytałam (i czytam nadal) w tempie 4 latka i ujrzałam nasz cel – 16 piętrowy blok rodem z filmu z dawnych lat. Takich reliktów minionej epoki u nas się nie widuje, więc oczywiście byłam absolutnie zachwycona. Szczególnie, że mieszkanie znajduje się na 14 piętrze i mamy z niego widok na inne tego typu budowle. Winda, korytarz, przedziwne klamki umieszczone na środku drzwi i już byliśmy w środku!
Tam czekała na nas (zaspana – była prawie 2 w nocy) Siostra Nikolaya i …. bliny z kawiorem. Dużym, czerwonym, którego nie jadłam nigdy wcześniej. Mimo, że ten malutki, czarny był przeze mnie jedzony wiele razy, to tutaj pierwszy gryz był dość nerwowy. Niepotrzebnie, ponieważ jak się dowiecie z naszych dalszych wpisów, do Polski wróciłam z prawie dwoma kilogramami tych pyszności. Po moim pierwszym rosyjskim posiłku wskoczyliśmy do łóżka, by troszkę pospać przed dalszą podróżą. Czekało na nas kolejne 13 godzin…
CDN
Самолет задержали на полчаса. Такие задержки приводят Асю в состояние тревожного ожидания, но в этот раз все разрешилось быстрее, чем было заявлено, и через 20 минут мы уже были на своих местах. Первый совместный перелет прошел гладко в очень приятной атмосфере. Жалобы нашего приятеля на компанию LOT оказались сильно преувеличены: стандартные кресла, бесплатные напитки и даже шоколадки в виде Деда Мороза в преддверии Нового Года. О приземление тоже ничего особенного не сказать. Только для Аси было в диковинку приземлятся в чистом поле, читай аэропорте Москва Домодедово. Быстрый паспортный контроль и вот я на Родине, а Ася впервые в России. И надо же, люди здесь разговаривают по-русски.
В Москву мы прилетели после полуночи, поэтому в плане была только поездка автобусом до Орехова-Борисова Южное. Так как багажное отделение почему-то не использовалось, то чемоданы пришлось забрать с собой в салон и постоянно следить, чтобы они никуда не укатились. Справившись и с этим, мы вышли на последней остановку и оставалось только добраться до моей московской квартиры. Если бы это было так просто, как казалось. Легкие сапожки на польскую зиму и обычные джинсы не достаточну грели Асю зимней российской ночью. Морозец в минус 9 и неубранный с тротуаров снег тоже не облегчали нашу дорогу, которая сначала повернула направо, потов налево и снова направо, пролегала между многоэтажками и магазинчиками. Ася естественно хотела сама прочитать каждую вывеску, чтобы знать что находится тут, а что там, и вообще что это такое. Еще немного и вот цель нашей прогулки по ночной Москве перед нами – 16-этажка. Для Аси это не просто многоэтажка, а памятник советской архитектуры, которую не встретить в Польше. Повезло также, что моя квартира находится на 14 этаже и из нее открывается отличный вид на другие подобные памятники. Лифт, коридор, необычная дверная ручка посреди входной двери и вот мы уже внутри квартирки.
Там ждали нас невыспанная (был уже третий час ночи) моя сестра приготовившая для нашей встречи блинам с икрой. Ася впервые в жизни ела красную икру. Привыкшая к маленьким икоринкам, Ася с опасением сделала первый пробный укус неизвестного ей блюда. И зря боялась, и этому будут подтверждения в следующих частях рассказа о путешествии по России. Ну а пока нам нужно было поспать и набраться сил, ведь нас ожидала новая поездка длиной в 13 часов…